środa, 28 października 2015

Rok za nami

Jak bym miała bardzo zwięźle podsumować ostatni rok to powiedziałabym, że było ciężko. Bo było. Ogarnąć dwójkę małych dzieci nie jest łatwo i ja już to wiem.
Teraz wiem, jak bardzo dzieci mogą się od siebie różnić. Mój obraz macierzyństwa odwrócił się o 180 stopni. Mikołaj jest dzieckiem bardzo wymagającym. Nie wiem czy można go zakwalifikować jako high need baby, ale sądzę, że spokojnie można.
Pierwsze 3 miesiące życia to jeszcze była bajka, jedynie drobne brzuszkowe problemy. Później zaczęło się ząbkowanie i te nieprzespane nocy. Od tamtej pory zdarzały się nawet noce, kiedy wstawałam po kilkanaście albo i więcej razy. Zawsze działałam szybko, żeby nie obudzić śpiącej siostrzyczki. Do dziś nie przespałam żadnej nocy. Niestety, te złowrogie przepowiednie, że drugie dziecko nie będzie tak grzeczne jak pierwsze, koniec końców okazały się być prawdziwe.
Ostatni weekend, kiedy to wypadały urodziny mojego najdroższego, całkiem przechorowany, więc nie było mowy o przyjęciu dla niego w tym czasie. Ale przyjęcie być musi, bo wg Adeli każdy musi dostać swój tort urodzinowy i mieć przyjęcie. Przechorowany do tego stopnia, że w dniu 1 urodzin Mikołaj kilkakrotnie dawał dosadnie znać, że smoka ma już dość, więc pożegnaliśmy się z nim na dobre. Nie stał się jego przyjacielem, jak to było w przypadku Adelki, więc i rozstanie było bezbolesne. Tak naprawdę od tej pory śpi chyba nawet lepiej. Usypia szybciej. Ale to chyba taki kontrast po chorobie.
Mikołaj jest chłopcem niezwykle radosnym i pogodnym. Każdego, a raczej każdąJ zaczaruje swoim uśmiechem. Jest naprawdę słodki i kocham go przeogromnie. Największym problemem jest sposób w jaki reaguje, a przynajmniej tak było do tej pory, na mnie. Może się świetnie bawić z babcią, ale kiedy przychodzi mama, mój młody patrzy na mnie z wyrzutem i zaczyna jęczeć. W krótkim rozumieniu znaczy to mniej więcej :”Ja chcę być u CIEBIE”. U CIEEEBIIIEEE. Ja tłumaczę to sobie, że może on się źle czuje, albo coś mu dolega, ale on chyba po prostu uważa mnie za część siebie i jak widzi cześć siebie nieznacznie oddaloną to mu się to nie podoba. Niestety jest to potwornie męczące. Dodatkowo Mikołaj jest bardzo ciężki i bezwładny. Noszenie go na rękach jest 10 razy trudniejsze niż noszenie o 5kg cięższej Adeli. Ona łapie się jak małpka, a on odchyla się jakby chciał się położyć. Jak bym go puściła, to by po prostu spadł. W żaden sposób nie próbuje się mnie trzymać. To po prostu mój obowiązek, żebym go trzymała tak jak mu wygodnie a on rozkłada ręce. Przez to nie jestem w stanie za wiele zrobić. Mikołaj nie bawi się zabawkami, ewentualnie piekarnikiem, moim portfelem albo amplitunerem. Wykazuje duże zainteresowanie kontaktami i innymi niebezpiecznymi przedmiotami Nie można spuścić go z oka, bo mogłoby to się skończyć źle. Łóżeczko go gryzie, więc nie mogę go tam umieścić nawet na chwile. On po prostu uważa moje łóżko za swoje.
To wszystko nie byłoby takie męczące, gdyby Miki był moim jedynym dzieckiem, albo jakby na co dzień ktoś ze mną był. Mam czasem wyrzuty sumienia wobec Adeli, której nie jestem w stanie poświęcić tyle czasu ile powinnam, czy bym chciała. Mikołaj absorbuje mnie w 100%, ale Adela jest naprawdę bardzo wyrozumiała. Ona jest całkowitym przeciwieństwem Mikołaja i bardzo ładnie potrafi zająć się sobą sama i wiem, że nie stanowi dla siebie zagrożeniaJ
Przy Mikołajku czuję się jakby on był ciągle małym dzidziusiem, a to już jest roczne dziecko;) Jeszcze nie chodzi, ale mi się tam jakoś strasznie nie śpieszy do tego. Wszystko w swoim czasie. Z Adelką mają coraz więcej wspólnych zabaw i ja po prostu widze i czuję to więź między nimi, niejednokrotnie okraszoną krzykami panny Adeli: „Mikołaj, to moje!”, „Mikołaj, Ty się tu NIE-NA-DA-JESZ!”, „Mamo, Mikołaj mnie ciągnie za włosy!”
Lekko nie jest, ale kocham moje dzieci i nasze życie. Nie zamieniłabym go na żadne inne. 































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz