Jak bym miała bardzo zwięźle podsumować ostatni rok to
powiedziałabym, że było ciężko. Bo było. Ogarnąć dwójkę małych dzieci nie jest
łatwo i ja już to wiem.
Teraz wiem, jak bardzo dzieci mogą się od siebie różnić. Mój
obraz macierzyństwa odwrócił się o 180 stopni. Mikołaj jest dzieckiem bardzo
wymagającym. Nie wiem czy można go zakwalifikować jako high need baby, ale
sądzę, że spokojnie można.
Pierwsze 3 miesiące życia to jeszcze była bajka, jedynie
drobne brzuszkowe problemy. Później zaczęło się ząbkowanie i te nieprzespane
nocy. Od tamtej pory zdarzały się nawet noce, kiedy wstawałam po kilkanaście
albo i więcej razy. Zawsze działałam szybko, żeby nie obudzić śpiącej
siostrzyczki. Do dziś nie przespałam żadnej nocy. Niestety, te złowrogie
przepowiednie, że drugie dziecko nie będzie tak grzeczne jak pierwsze, koniec
końców okazały się być prawdziwe.
Ostatni weekend, kiedy to wypadały urodziny mojego
najdroższego, całkiem przechorowany, więc nie było mowy o przyjęciu dla niego w
tym czasie. Ale przyjęcie być musi, bo wg Adeli każdy musi dostać swój tort
urodzinowy i mieć przyjęcie. Przechorowany do tego stopnia, że w dniu 1 urodzin
Mikołaj kilkakrotnie dawał dosadnie znać, że smoka ma już dość, więc
pożegnaliśmy się z nim na dobre. Nie stał się jego przyjacielem, jak to było w
przypadku Adelki, więc i rozstanie było bezbolesne. Tak naprawdę od tej pory
śpi chyba nawet lepiej. Usypia szybciej. Ale to chyba taki kontrast po
chorobie.
Mikołaj jest chłopcem niezwykle radosnym i pogodnym.
Każdego, a raczej każdąJ
zaczaruje swoim uśmiechem. Jest naprawdę słodki i kocham go przeogromnie.
Największym problemem jest sposób w jaki reaguje, a przynajmniej tak było do
tej pory, na mnie. Może się świetnie bawić z babcią, ale kiedy przychodzi mama,
mój młody patrzy na mnie z wyrzutem i zaczyna jęczeć. W krótkim rozumieniu
znaczy to mniej więcej :”Ja chcę być u CIEBIE”. U CIEEEBIIIEEE. Ja tłumaczę to
sobie, że może on się źle czuje, albo coś mu dolega, ale on chyba po prostu
uważa mnie za część siebie i jak widzi cześć siebie nieznacznie oddaloną to mu
się to nie podoba. Niestety jest to potwornie męczące. Dodatkowo Mikołaj jest
bardzo ciężki i bezwładny. Noszenie go na rękach jest 10 razy trudniejsze niż
noszenie o 5kg cięższej Adeli. Ona łapie się jak małpka, a on odchyla się jakby
chciał się położyć. Jak bym go puściła, to by po prostu spadł. W żaden sposób
nie próbuje się mnie trzymać. To po prostu mój obowiązek, żebym go trzymała tak
jak mu wygodnie a on rozkłada ręce. Przez to nie jestem w stanie za wiele
zrobić. Mikołaj nie bawi się zabawkami, ewentualnie piekarnikiem, moim
portfelem albo amplitunerem. Wykazuje duże zainteresowanie kontaktami i innymi
niebezpiecznymi przedmiotami Nie można spuścić go z oka, bo mogłoby to się
skończyć źle. Łóżeczko go gryzie, więc nie mogę go tam umieścić nawet na
chwile. On po prostu uważa moje łóżko za swoje.
To wszystko nie byłoby takie męczące, gdyby Miki był moim
jedynym dzieckiem, albo jakby na co dzień ktoś ze mną był. Mam czasem wyrzuty
sumienia wobec Adeli, której nie jestem w stanie poświęcić tyle czasu ile
powinnam, czy bym chciała. Mikołaj absorbuje mnie w 100%, ale Adela jest
naprawdę bardzo wyrozumiała. Ona jest całkowitym przeciwieństwem Mikołaja i
bardzo ładnie potrafi zająć się sobą sama i wiem, że nie stanowi dla siebie
zagrożeniaJ
Przy Mikołajku czuję się jakby on był ciągle małym
dzidziusiem, a to już jest roczne dziecko;) Jeszcze nie chodzi, ale mi się tam
jakoś strasznie nie śpieszy do tego. Wszystko w swoim czasie. Z Adelką mają
coraz więcej wspólnych zabaw i ja po prostu widze i czuję to więź między nimi,
niejednokrotnie okraszoną krzykami panny Adeli: „Mikołaj, to moje!”, „Mikołaj,
Ty się tu NIE-NA-DA-JESZ!”, „Mamo, Mikołaj mnie ciągnie za włosy!”
Lekko nie jest, ale kocham moje dzieci i nasze życie.
Nie zamieniłabym go na żadne inne.